Na okładce polskiego wydania Bólu Zerui Shalev widoczna jest zgięta w pół kobieta pracująca w polu. W jej skórę wbijają się źdźbła słomy. Wyobrażam sobie, że parzy ją także nieznające litości izraelskie słońce, które wysusza do cna, pozostawiając zgliszcza. Jednak lektura tej pełnej emocji powieści sprawia też, że czujemy w sercu bolesne ukłucie igiełek lodu.
W powieści wydanej niedawno przez W.A.B. utalentowana izraelska pisarka Zeruya Shalev serwuje nam studium rodziny. Rodziny, która, choć zapewnia ciepło i bezpieczeństwo, jest także krucha jak lodowy zamek. Iris – żona i matka dwójki dorastających dzieci, a zarazem poważana dyrektorka szkoły – spotyka po latach swoją młodzieńczą miłość. Otwierają się niezagojone wcześniej rany, na wierzch wychodzą głęboko skrywane frustracje i żale; płomień namiętności wybucha z nieoczekiwaną siłą, a delikatna konstrukcja zwana domem chwieje się w posadach, sprawiając ból wszystkim bohaterom. Jednak powieść Shalev nie jest tylko historią zdrady i romansu z przeszłością; jest przede wszystkim analizą uczuć rodzica. Szczerą do bólu, bo miłość do dzieci nie może bez niego istnieć.
Książkę czyta się jednym tchem, a szybki rozwój akcji i mistrzowskie nakreślenie sylwetek pełnokrwistych bohaterów nie przeszkadzają autorce w zastosowaniu poetyckich porównań i zapadających w pamięć metafor, które sprawiają, że przyjrzymy się uważniej swoim własnym relacjom, swojemu smutkowi, swojej walce z rutyną i z codziennością.
Skończywszy lekturę, patrząc przez okno na zasypany śniegiem ogród moich rodziców, pomyślałam, że zimowa sceneria będzie doskonałym tłem dla książki, która opowiada o lodowatym chłodzie samotności, rozpaczy i bezustannego oczekiwania na to, że w naszym życiu wydarzy się coś wspaniałego. Czy lód zostanie w końcu stopiony, a autorka wyprowadzi bohaterów z matni bólu? Czy nauczy ich, że wspaniała rzeczywistość jest taka, jakiej doświadcza się na co dzień? Sprawdźcie sami.
Za książkę dziękuję wydawnictwu W.A.B.