Rzym, wrześniowa niedziela, 7:15. W Wiecznym Mieście, mieście życia i nieustającej zabawy, wszyscy jeszcze chrapią. Przydrożne kapliczkirozświetlają zaspaną na szaro ulicę swoim elektrycznym blaskiem – lampki zgasną dopiero, gdy dzień rozgości się na dobre. Nieśmiały jeszcze śpiew ptaków na hałaśliwej zwykle Via Merulana zagłusza na chwilę aria z Toski, którą na cały regulator serwuje takim wariatom jak ja uśmiechnięty taksówkarz. Uśmiechnięty, bo wraca do domu po nocnej zmianie.
Gdy docieram na Plac Św. Jana na Lateranie, oprócz mnie jest tu tylko dwóch zbłąkanych biegaczy, zapewne z amerykańskim paszportem, oraz para barboni, żebraków, którzy nie mają pieniędzy na nic, ale zaciągaja się zachłannie cudem upolowanymi papierosami.
Święte Schody*, przywiezione do Rzymu przez św. Helenę, potrafią dać odpowiedź na każde pytanie. Na ich twardych kantach, które boleśnie wbijają się w piszczele, można usłyszeć cenne wskazówki. Wskazówki, które były w nas zawsze, ale schowane, jak starożytny jerozolimski kamień pod osłoną z orzechowego drewna, po którym z wysiłkiem i kropelkami potu na plecach wspinam się teraz zdesperowana. Schodek za schodkiem. Ból za bólem. Odpowiedź za odpowiedzią.
Ostatni stopień. W szczelinie między marmurem a drewnianą obudową krzyczą do Boga małe karteczki z modlitwami. Niektóre zmęczone i poszarzałe od kurzu, inne swieże jeszcze i na biało naiwne. Pochylam sie nad okienkiem w Schodach, które pozwala zobaczyć krople Jezusowej krwi. Pachnie kadzidłem i milionami ludzkich oddechów.
Dosyć poezji. Odpowiedzi znalazłam. Zawsze je tam znajduję, choć czasem maja formę… pytającą. Czasem bolą, jak każdy kanciasty stopień pod moimi biednymi kolanami, które przez kilka dni będą teraz straszyć siniakami.
Nie jestem sama. Obok mnie wspinają się mozolnie ludzie z różnych stron świata: skupieni Azjaci, lekko rozkojarzona Hiszpanka, wruszone staruszki z Polski. Wielu z nich trzyma w dłoniach różańce, jednak aby poszukać odpowiedzi na rzymskich Świętych Schodach nie trzeba być chrześcijaninem, katolikiem, ani nawet osobą wierzącą. Chwila skupienia, ciszy, moment medytacji i zadumy to coś, co możemy uczynić bez względu na religię, opinie, przekonania.
Warto.
*Święte Schody, po włosku ‚Scala Santa’, po łacinie ‚Scala Sancta’, to 28 stopni, które, według legendy, pochodzą z jerozolimskiej siedziby Poncjusza Piłata. Być może Jezus był nimi prowadzony na sąd. W czwartym wieku naszej ery przywiozła je do Rzymu św.Helena, matka cesarza Konstantyna. Dziś znajdują się one w szesnastowiecznej budowli, wzniesionej przez Domenico Fontanę na zamówienie Sykstusa V, tuż obok Bazyliki Św. Jana na Lateranie. Pokryte są drewnianą okładziną. Można na nie wchodzić tylko i wyłącznie na kolanach.