Głosy Marrakeszu

Głosy Marrakeszu długo czekały na swoją kolejkę, pokrywając się warstewką kurzu na moim regale. Spotkanie z noblistą wymaga przecież właściwej oprawy, implikuje uroczystość chwili. Sięgnęłam po nie wreszcie nieśmiało w święta, obawiając się swoich własnych oczekiwań. Niepotrzebnie! Jak na wybitnego twórcę przystało, jest u Canettiego wszystko, czego szukam w literaturze podróżniczej: mocne barwy, odurzajace aromaty, a do tego pewna urocza niedzisiejszość. Moc kolorowej fotografii, ktorej magii dodaje fakt, że odrobinę, prawie niezauważalnie, pożółkła. Intensywność chwili, która objawia się najpełniej w opisach tego, co trudne – biedne, brudne, utrudzone.

Głosy Marrakeszu

 

Krótkie opowieści z Maroka pozostają na długo w pamięci. Po skończonej lekturze tworzące je obrazy wydają się pobrzękiwać w myślach niczym berberyjska, srebrna biżuteria – to przecież do zmysłu słuchu, zgodnie z tytułem, autor odwołuje się chyba najczęściej. Wędrujemy z nim po ubogich zaułkach Marrakeszu, a podeszwy naszych stóp stają się twarde, zmęczone i zakurzone – jak u tujeszych mieszkańców. Może dlatego tak bardzo przejmuje paragraf nakreślony przez Canettiego na pewnym skwerze w mellah. Nie chciałem się stąd ruszać, byłem tu przed setkami lat, ale zapomniałem o tym, a teraz wszystko wracało. Odnajdywałem tę gęstość i ciepło życia, które czuję w sobie samym. Kiedy tam stałem, byłem tym placem. Myślę, że zawsze nim jestem. 

 

W jakiś przejmujący, pierwotny sposób, jesteśmy tym marokańskim placem i my.

 

Elias Canetti, Głosy Marrakeszu, Słowo/Obraz Terytoria, Gdańsk 2013

Udostępnij znajomym!