Jakże ja bym chciała tak pisać! Gromadzić rozproszone po świecie głoski, wyrazy, zdania, by tworzyć z nich prozę, która przypomina śpiew.
Márai w posłowiu do tego niezwykłej urody tekstu – bo trudno jest mi go nazwać powieścią – dziękuje Homerowi. Gdyby żył, powiedziałabym mu, że i Homer powinien dziękować jemu – za kontynuację jego opowieści, za intrygującą z nią grę, za imponującą wiedzę o starożytności.
Pokój na Itace to opowieść trzech bohaterów greckiego eposu: Penelopy, jej syna Telemacha i zabójcy Odysa, Telegonosa. Historia bezowocnego oczekiwania na pokój, który nie nadchodzi – ani na wyspie, ani tym bardziej w sercach. Najmniej jest go w sercu samego Ulissesa, boskiego, a jednak jakże ułomnego: gwałtownego, żądnego krwi, wiecznie niezaspokojonego oszusta, złodzieja, niewiernego męża i kochanka.
Na blisko 400 stronach swojej podzielonej na głosy pieśni, Márai zgłębia ludzką naturę, która przez tysiąclecia pozostaje niezmienna; przypomina, że naszą drogą jest podróż, która nigdy się nie kończy. Czyni to poprzez piękne, poetyckie epitety i zdania, które warto zapisać dla samej ich eufonii.
Przeczytajcie koniecznie.
Sándor Márai, Pokój na Itace, przełożyła (rewelacyjnie!) Irena Makarewicz, Czytelnik, Warszawa 2009