Labirynt nad morzem Zbigniewa Herberta

Tekst ukazał się drukiem w „Zeszytach Literackich” nr 140 (4/2017).

Justyna Sobolewska w swojej recenzji Labiryntu nad morzem, opublikowanej w 2000 roku przez „Gazetę Wyborczą”, podkreśla, że w książce tej Herbert skupił się na freudowskiej analizie poczucia winy odczuwanej wobec arcydzieła. Podróżując po Grecji, borykał się z niemożnością opisu; czuł obowiązek zamknięcia doświadczanego piękna w słowach, a tymczasem, jak sam notował, nie udało mu się wyrazić nawet kształtu i koloru oliwki. By z doświadczenia zrobić przedmiot, trzeba być Dürerem – twierdził. A jednak słowa to nie przedmioty: Herbert, mimo odczuwanych wątpliwości, udowodnił, że jego językowy kunszt swobodnie konkurować może z wybitnym miedziorytniczym modelunkiem genialnego artysty z Norymbergi.

Co ciekawe, poetyckiemu językowi Herberta, opisującemu greckie krajobrazy, na pierwszy rzut oka bliżej do kipiącego barwą i grą światłocienia malarstwa Dürera, niż do monochromatycznych cymeliów, które uważa się za jego największe arcydzieła. Herbert nie krył przecież, że cel jego podróży stanowiły nade wszystko kolory.

Labirynt-nad-morzem-Herbert

Do Grecji jechałem na spotkanie z krajobrazem – pisał. – Sztukę grecką można poznać nieźle w muzeach europejskich. Duszna noc na pokładzie statku płymącego klasycznym szlakiem z Brundizjum do Pireusu pełna była pytań o kolor nieba, morza i gór. Znalezioną odpowiedź przekładał na papier lekkimi pociągnięciami pióra, bez patosu, z właściwą sobie bezpretensjonalnością, uzyskując jednak przekaz o zaskakującej sile. Chociaż przyjechałem nocą, domy, zlepione z sobą jak plaster miodu, parowały bielą – pisał na przykład o Mykonos, sprawiając, że rozważania o nieumiejętności opisania oliwki brzmią jak poetycka kokieteria.

W swej istocie Labirynt nad morzem bliższy jest jednak grawerunkowi niż kolorowym płótnom. Erazm z Rotteramu, podziwiając Dürerowskie drzeworyty, zachwycał się: Czegóż on nie potrafi wyrazić jednym kolorem! Cień, światło, blask, wypukłość i wklęsłość (…). Wszystko to kładzie nam przed oczami z pomocą najszczęśliwiej dobranych kresek, właśnie czarnych, a robi to tak, że wyrządziłbyś dziełu krzywdę, gdybyś naniósł nań barwę. Podobnie jest z Herbertem. Rysował nam Grecję prostym, skromnym słowem, a zdołał wyrazić wszystko. Jej cienie, jej światło; i ciemność, i blask.

 

Zbigniew Herbert, Labirynt nad morzem, Zeszyty Literackie, Warszawa 2000

Udostępnij znajomym!