Kłóciliśmy się strasznie. To nie był dobry czas. Podobno koło siódmego roku razem tak się dzieje. Trzasnęłam drzwiami, budząc śpiącą na futrynie wielką, brązową ćmę. Zerwała się przerażona do lotu, a ja pomyślałam, że najchętniej sama wyhodowałabym skrzydła, aby odlecieć stąd jak najdalej.
Nie bardzo wiem, jak to się stało, że mimo wszystko postanowiliśmy spędzić ten dzień razem. Chyba dlatego, że tak wypada – w końcu chodziło o naszą rocznicę ślubu. Pojechaliśmy w stronę Malagi, ale tak naprawdę bez celu. W połowie drogi zobaczyłam wielki billboard, a na nim równie wielkie zdjęcie motyla. Zjedźmy w prawo, powiedziałam. Zjechał. Nie chciało mu się spierać.
Najpierw widok morza, jak zawsze w Andaluzji roziskrzonego słońcem. Potem nieciekawe zabudowania turystycznej miejscowości. I nagle: biały pałac, taki, jakie widywaliśmy podczas podróży poślubnej do Tajlandii. Zaczynam wertować przewodnik. Stupa Oświecenia, buddyska budowla sakralna. Największy tego typu obiekt w Europie. Jej złoty czubek sięga do samego nieba, wyprostowany. Spokojny. Wpatrzony w morze.
Parkujemy, choć okolica wydaje się czymś pomiędzy żartem a fatamorganą. Buddyjska świątynia w samym centrum turystycznego molocha. A obok znowu te motyle. Trzeba tylko kupić bilet.
Je także zamknęli w tajskiej świątyni. Ponad tysiąc pięćset kolorowych aniołów, krążących wśród rozłożystych palm. Każdy z nich żyje około 2-3 tygodni. Krótkie życie pełne delikatności i wdzięku. Przypomina mi się ładny cytat z Curzia Malaparte: Motyle wymyślają cudowne bajki, by je podszeptywać kwiatom. Włoski pisarz miał rację. Z gracją podfruwają do ukwieconych gałęzi, lekko je dotykając, pieszcząc muśnięciem skrzydeł. Nie oczekują nic w zamian. Nie wiem, jakie opowiadają baśnie, ale zapewne są one pełne czarów.
Do nas też podlatują. Są ufne, przyzwyczajone do ludzi. Tak delikatne i kruche, a zarazem pełne mocy: dumne ze zdobiących je barw, skomponowanych niczym wzory na najelegantszym płaszczu. Zaczynamy skakać wśród tropikalnej roślinności, próbując je gonić. Chcemy doświadczyć ich czułości, nasycić oczy ubarwieniem. Może podsłuchać kilka słów baśni, jak wtedy, gdy do snu układały nas mamy, dotykając czoła dłonią delikatną jak motyle skrzydło.
Przy wyjściu z Mariposario oślepia nas słońce. Dotykam czule jego ramienia, jak nie robiłam już od dawna. Jestem bezbarwna, daleko mi do elegancji tropikalnych aniołów. Ale chciałabym spróbować połączyć ich dyskrecję z darem bliskości, którym tak hojnie obdarzają. Szepnąć coś bez oczekiwania, że moje słowo wywoła określony skutek. Po prostu być, dawać siebie, płynąć na fali wiatru, w kierunku słońca.
Spróbowałam.
Udało się.
Wiwaria, w których podglądać można życie motyli, jest nad Morzem Śródziemnym co najmniej kilka. Do największych i najsłynniejszych należy Mariposario w hiszpańskiej Benalmádenie oraz podobny ośrodek na Teneryfie (Mariposario del Drago). Warto także odwiedzić insektarium w Genui, znajdujące się w tamtejszym słynnym Akwarium (Acquario di Genova).
Pierwsze i ostatnie zdjęcie pochodzi ze strony http://www.mariposariodebenalmadena.com.